sobota, 7 sierpnia 2021

Wspomnienia z Borowikowszczyzny...

 Borowikowszczyzna - wieś nad rzeką Isłocz, dopływem Berezyny Niemeńskiej w Republice Białoruś. W latach  1921/39 w granicach II Rzeczypospolitej, powiat Wołożyn woj. nowogródzkie.

14 lutego 1958r. tam spędziłem ostatnią noc przed wyjazdem do PRL. 10 lutego udałem się do Mołodeczna wówczas województwo, po odbiór należności za obligacje. Zwrot przysługiwał tylko repatriantom, z czego skorzystali najbliżsi i zaufani. 

Komunikacja autobusowa z Iwieńca nie istniała. Dojechać można było jedynie okazją, czyli ZIS-em który wiózł kamienie z rozbieranego lotniska. W większości wywożone były do Mińska. Najczęściej jechało się na pace ale mnie udało się jechać w szoferce. Ze względu na "miecielicu" utknęliśmy w Wołożynie. 

Następnego dnia dotarłem do Mołodeczna. Powrót autobusem trwał cały dzień i utknął, do Wołożyna dotarliśmy - 5 km pieszo, wieczorem. Żadnej osoby w kierunku Iwieńca nie było, a więc zmuszony byłem iść sam ponieważ rano wyjeżdżaliśmy do Brześcia. 

Do Borowikowszczyzny dotarłem ok. godz. drugiej w nocy. Ciocia Lonia, żona St. Witkowskiego ugościła,  napoiła szklanką herbaty z samogonką i ułożyła do snu na "haraczej pieczce". O piątej rano obudziła i, syn jej odprowadził mnie do Staniewa, gdzie ze łzami w oczach i w radości byłem witany przez rodziców, wujka Stenię i pozostałych gości. 

Za chwilę ja, ojciec i stryjek siedząc na pace GAZ 53, a mama z siostrami w szoferce byliśmy holowani ciągnikiem gąsienicowym do Iwieńca, dalej, aż do Brześcia droga była przetarta. Przed nim miejscami nie było śniegu. 

Obligacje były dotkliwie nakładane aby zmusić do dobrowolnego wstąpienia do kołchozu. Mój dziadek i ojciec Steni byli wówczas w wieku przedemerytalnym, a ich synowie pod ich parasolem też chronili się. We wrześniu1949 r. przeszli na emeryturę nie otrzymując żadnych świadczeń, przekazali swój inwentarz żywy i martwy "dobrowolnie" na rzecz kołchozu w którym priedsiedatielom był A., woźnica - przed 1939 r. jeździł naszą bryczką zaprzęgniętym naszym ogierem.

 



 

Stenia wstąpił do orkiestry KOP jako kadet (fot. w zał.),
prawdopodobnie gdy miał 16 lat, grał na wszystkich instrumentach , komponował i pisał nuty.

Wiem, że zaczynał jako werblista, a więc moim zdaniem orkiestra powstała wcześniej. Kapelmistrzów mogło być kilku. ( Jestem w stanie to sprawdzić - ale potrwa czasowo. Jeżeli zachodzi taka potrzeba p. S. Karlik jeżeli ma kontakt z krewnym, który mógł być uczniem Steni może ten wątek drugim torem dowieść )

 Był w partyzantce polskiej, natomiast młodszy brat Alfons wstąpił do sowieckiej, by chronić starszego i rodzinę. Miał trudności ze znalezieniem pracy, do kołchozu obiecywał wstąpić pod warunkiem otrzymania pracy umysłowej. 

Utrzymywał się z prac - codziennego, rano i wieczorem pomiaru wody w Isłoczy, gry na wieczarynkach i weselach, nieoficjalnej nauki muzyki i fotografowania. Nie wydano mu "pasportu" co było warunkiem podjęcia pracy w mieście, natomiast Alfons bez przeszkód otrzymał intratne stanowisko w Mińsku. 

Po naszym wyjeździe pisał, że otrzymał od władz rejonu Iwieniec propozycję zorganizowania i powołania orkiestry symfonicznej.


 

Polacy dookoła Iwieńca wówczas byli ze sobą mocno zaprzyjaźnieni, duchowo wspierali się, sam to doświadczałem. Językiem porozumiewawczym było użycie jednego słowa polskiego i już zaczynała się przyjazna rozmowa.

We wsiach Padniewicze, Hudy większość miała nazwiska Hud - byli prawosławnymi i określali się Białorusinami. Z wieloma rówieśnikami chodziłem do szkoły w Rublewszczyźnie (czteroklasowa), w Pralnikach (5-7) czy też potem w Iwienieckiej "dziesiatiletce".

 Wówczas nie spotkałem tego nazwiska w brzmieniu polskim, sądzę że zostało zrusyfikowane za chętnym przyzwoleniem tamtejszej społeczności prawosławnej.

Wszystko co miało brzmienie polskie uczniowie prawosławni wyszydzali i zmieniali przy aprobacie nauczycieli na określenia białoruskie, a dla lepszego samopoczucia na rosyjskojęzyczne.

 Katolików uważano za Polaków- zdarzało się że dla uzyskania i utrzymania stanowiska we władzach np. niszczyli przydrożne kapliczki, ścinali krzyże, nadawali imiona córkom Swietłana. Natychmiast stawali się czarnymi owcami, zakałą.

Nadmieniam, że w Borowikowszczyźnie zostali w stodole spaleni dwaj księża franciszkanie z Pierszaj. Jeden z nich przedtem pracował w Iwieńcu. A,  Papież Jan Paweł II ogłosił Błogosławionymi.

 W pobliżu Wołożyna urodził się Szymon Perski, laureat Nagrody Nobla, którego z rewizytą niedawno podejmował Prezydent RP. Na stronach internetowych szczegółowo opisano.

Kłania się Lucjan Sajkowski.

Brak komentarzy: