Ciocia Jasia (Joanna Leokadia 1882-1942?) dwukrotnie wychodziła za mąż.
Pierwszy raz za Eustachego Popławskiego.
Mieszkała z nim przed pierwszą wojną światową w Grodnie przy ul. Bankowej w domu Bienieckiego. Nieznane mi
są losy pierwszego z jej małżonków;. na pewno już nie żył w niepodległej
Polsce.
Po inwazji bolszewickiej z 1920 roku Ciocia
Jasia jako ochotniczka - sanitariuszka poznaje w Modlinie lekarza Eugeniusza
Famińskiego (1890? – ok.1960), który jako rodowity moskwianin i lekarz sowiecki
dostał się do niewoli polskiej i tu i pracuje w dalszym ciągu jako lekarz.
Jakoś niedługo potem Ciocia wychodzi za niego za mąż. Stosunkowo szybko Famiński uzyskuje obywatelstwo polskie. Młoda para przenosi się do Wołożyna na Wileńszczyźnie, gdzie doktor Famiński zostaje dyrektorem szpitala powiatowego.
Jakoś niedługo potem Ciocia wychodzi za niego za mąż. Stosunkowo szybko Famiński uzyskuje obywatelstwo polskie. Młoda para przenosi się do Wołożyna na Wileńszczyźnie, gdzie doktor Famiński zostaje dyrektorem szpitala powiatowego.
Wuj był chirurgiem i co roku przyjeżdżał do
Krakowa na staż kliniczny. Podczas tych pobytów odbywały się u nas i u Cioci
Grzybałowej niezapomniane spotkania, na których Famiński niesłychanie barwnie i
z ogromną swadą opowiadał o swym burzliwym i pełnym przygód życiu w Rosji. Jak
sobie przypominam, swą wielodniową opowieść zakończył na Modlinie.
Był raczej przystojnym, postawnym mężczyzną, zamiłowany myśliwy i jak już nadmieniłem wspaniały gawędziarzem. Jak głosiła fama rodzinna - cieszył się powodzeniem u pań.
Był raczej przystojnym, postawnym mężczyzną, zamiłowany myśliwy i jak już nadmieniłem wspaniały gawędziarzem. Jak głosiła fama rodzinna - cieszył się powodzeniem u pań.
Wujostwo posiadali samochód marki „Delage” i
szofera, co na ówczesne czasy było nie byle jakim luksusem.
Doskonale zapamiętałem jego opowieść o niecodziennym
swym przeżyciu samochodowym. Jechał z
szoferem jakąś szosą lokalną, gdy nagle wyskoczył
na drogę jakiś chłopiec z pobliskiego
zagajnika i to prosto pod koła samochodu. Mimo gwałtownego hamowania chłopak wpadł
pod auto. Wuj z kierowcą wyskakują z wozu i zaglądają pod auto a tam nie ma
nikogo. Ledwo dopadli uciekającego przez las chłopaka, któremu jak się okazało
nic się nie stało, bo samochód nie przejechał go kołami i nie zaczepił
podwoziem. Życie chłopca uratowało wyjątkowo wysokie zawieszenie podwozia auta.
Zapamiętałem również jedno z opowiadań Wuja, a dotyczyło ono zwyczaju jaki panował w latach dwudziestych na tych odległych rubieżach Rzeczypospolitej. Otóż w tym okresie na tych nadgranicznych obszarach Wileńszczyzny był zwyczaj, że lekarzom za wizyty płacono złotymi 5 i 10 rublówkami, czyli tzw. „świnkami”. Utkwiła mi też w pamięci jedna z opowieści syberyjskich, gdzie panował taki straszny mróz, że jak mężczyzna oddawał mocz to do śniegu spadały zamarznięte sople.
Zapamiętałem również jedno z opowiadań Wuja, a dotyczyło ono zwyczaju jaki panował w latach dwudziestych na tych odległych rubieżach Rzeczypospolitej. Otóż w tym okresie na tych nadgranicznych obszarach Wileńszczyzny był zwyczaj, że lekarzom za wizyty płacono złotymi 5 i 10 rublówkami, czyli tzw. „świnkami”. Utkwiła mi też w pamięci jedna z opowieści syberyjskich, gdzie panował taki straszny mróz, że jak mężczyzna oddawał mocz to do śniegu spadały zamarznięte sople.
Z końcem lat dwudziestych, lub w 1930 r.
Wujostwo adoptowali białoruskie dziecko i dali mu na imię Anuś (Antoni). Ciotka
była pełna obaw, aby matka chłopca nie szantażowała ich i nie żądała
dodatkowych pieniędzy. Przypominam sobie, że matka otrzymała jako gratyfikację
sporą kwotę pieniężną i dwie krowy.
Pomimo, że Famiński lubił
zaglądać do kielicha, miał opinię świetnego chirurga. Słyszałem tą opinię od
mego brata stryjecznego prof. Jana Nielubowicza, byłego Rektora Akademii
Medycznej w Warszawie, który pracował w czasie wojny w szpitalu w Wołożynie.
Podczas okupacji niemieckiej aresztowano
Famińskiego. Interwencja mej Ciotki zakończyła się tragicznie – po prostu
wyprowadzono ją na podwórze Niemieckiego Urzędu Bezpieczeństwa i zastrzelono. Było
to w sierpniu 1944 roku.
Po
zajęciu powtórnym Wołożyna przez Armię Czerwoną Wuj Famiński został wywieziony
na kilka lat „Na białe niedźwiedzie”. Po powrocie ożenił się z jakąś Białorusinką,
która miała córkę. Jeszcze za czasów PRL-u mój bratanek Jacek Grzybała złożył
Jej krótką , bo zaledwie paro godzinną wizytę (w trakcie wycieczki do Mińska). Posiadała fotografie
wuja i jakieś po nim pamiątki.
W
latach chyba pięćdziesiątych Wuj Famiński załatwił przez adwokatów moskiewskich
sprzedaż parceli w Krakowie na Osiedlu Oficerskim, kupioną dzięki pośrednictwu
mojej Matki w latach trzydziestych. Jak informował mnie Jaś, który był w
kontakcie z Wujem, otrzymał on za nią wielką
jak na warunki sowieckie kwotę - bo aż 200 tys. rubli. Famiński zmarł w latach 60-ych. Nic nie wiadomo o losie
adoptowanego syna Aniusia.
Mój starszy o 10 lat brat Ryszard był
wyraźnie uzdolniony do rysunków. Nadto posiadał rzadką umiejętność łatwego rysowania świetnych karykatur. Jeszcze w Brześciu dostał od
Rodziców wspaniałe pudło francuskich pasteli. Wiedział o tym Famiński i przysłał
mu pocztówkę rosyjską w widokiem centrum Moskwy
z roku 1911. Obraz ten nazywał się „Moskwa z mostu moskiewskiego z roku
1911” Był to malunek znanego malarza rosyjskiego Konstantina Juona.
Wuj poprosił Ryszarda o wykonanie na jej podstawie kopii, tak oby ją można było powiesić na ścianie. Niestety zamówienie to nigdy nie zostało zrealizowane i pocztówka ta pozostała w mym archiwum zdjęciowym. Jakoś korciło mnie już od lat, abym zamiast nieżyjącego brata sam wykonał tą kopię I tak przed trzema laty został namalowany farbami olejnymi obraz. Wisi on w naszym pokoju kominkowym i bardzo podoba się mojej żonie i gościom. Tak oto zostało zrealizowane pośmiertne zlecenie Wuja Famińskiego.
Wuj poprosił Ryszarda o wykonanie na jej podstawie kopii, tak oby ją można było powiesić na ścianie. Niestety zamówienie to nigdy nie zostało zrealizowane i pocztówka ta pozostała w mym archiwum zdjęciowym. Jakoś korciło mnie już od lat, abym zamiast nieżyjącego brata sam wykonał tą kopię I tak przed trzema laty został namalowany farbami olejnymi obraz. Wisi on w naszym pokoju kominkowym i bardzo podoba się mojej żonie i gościom. Tak oto zostało zrealizowane pośmiertne zlecenie Wuja Famińskiego.
BOHDAN NIELUBOWICZ
Serdecznie dziękuję Panu Bohdanowi Nielubowiczowi za sympatyczną internetową współpracę oraz cenne artykuły i przekazaną wiedzę, którą jako par excellence Kresowiak znał z autopsji...
Stanisław Karlik
Serdecznie dziękuję Panu Bohdanowi Nielubowiczowi za sympatyczną internetową współpracę oraz cenne artykuły i przekazaną wiedzę, którą jako par excellence Kresowiak znał z autopsji...
Stanisław Karlik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz