wtorek, 31 marca 2020

BOHDAN NIELUBOWICZ, CIOCIA Z WOŁOŻYNA

Ciocia Jasia (Joanna Leokadia  1882-1942?) dwukrotnie wychodziła za mąż. Pierwszy raz za  Eustachego Popławskiego. Mieszkała z nim przed pierwszą wojną światową w Grodnie przy  ul. Bankowej w domu Bienieckiego. Nieznane mi są losy pierwszego z jej małżonków;. na pewno już nie żył w niepodległej Polsce.

                        

      
Joanna Leokadia Krassowska,   Zdj. z  ok. roku 1905
                               
Eustachy Popławski pierwszy mąż Joanny

            

  Po inwazji bolszewickiej z 1920 roku Ciocia Jasia jako ochotniczka - sanitariuszka poznaje w Modlinie lekarza Eugeniusza Famińskiego (1890? – ok.1960), który jako rodowity moskwianin i lekarz sowiecki dostał się do niewoli polskiej i tu i pracuje w dalszym ciągu jako lekarz.

Jakoś niedługo potem Ciocia wychodzi za niego za mąż. Stosunkowo szybko Famiński uzyskuje obywatelstwo polskie. Młoda para przenosi się do Wołożyna  na Wileńszczyźnie, gdzie doktor Famiński zostaje dyrektorem szpitala powiatowego.

  Wuj był chirurgiem i co roku przyjeżdżał do Krakowa na staż kliniczny. Podczas tych pobytów odbywały się u nas i u Cioci Grzybałowej niezapomniane spotkania, na których Famiński niesłychanie barwnie i z ogromną swadą opowiadał o swym burzliwym i pełnym przygód życiu w Rosji. Jak sobie przypominam, swą wielodniową opowieść zakończył na  Modlinie.

Był raczej przystojnym, postawnym mężczyzną, zamiłowany myśliwy i jak już nadmieniłem wspaniały gawędziarzem. Jak głosiła fama rodzinna - cieszył się powodzeniem u pań.

   Wujostwo posiadali samochód marki „Delage” i szofera, co na ówczesne czasy było nie byle jakim luksusem.

                                

                                                  
Samochód DELAGE –DR 70, 1929 r. (M.A.R.C.)



 Doskonale zapamiętałem jego opowieść o niecodziennym swym przeżyciu samochodowym.  Jechał z szoferem jakąś szosą  lokalną, gdy nagle wyskoczył na drogę  jakiś chłopiec z pobliskiego zagajnika i to prosto pod koła samochodu. Mimo gwałtownego hamowania chłopak wpadł pod auto. Wuj z kierowcą wyskakują z wozu i zaglądają pod auto a tam nie ma nikogo. Ledwo dopadli uciekającego przez las chłopaka, któremu jak się okazało nic się nie stało, bo samochód nie przejechał go kołami i nie zaczepił podwoziem. Życie chłopca uratowało wyjątkowo wysokie zawieszenie podwozia auta.

Zapamiętałem również jedno z opowiadań Wuja, a dotyczyło ono zwyczaju jaki panował w latach dwudziestych na tych odległych rubieżach Rzeczypospolitej. Otóż w tym okresie na tych nadgranicznych obszarach Wileńszczyzny był zwyczaj, że lekarzom za wizyty płacono  złotymi 5 i 10 rublówkami, czyli tzw. „świnkami”. Utkwiła mi też w pamięci jedna z opowieści syberyjskich, gdzie panował taki straszny mróz, że jak mężczyzna oddawał  mocz to do śniegu spadały zamarznięte  sople.   

 Z końcem lat dwudziestych, lub w 1930 r. Wujostwo adoptowali białoruskie dziecko i dali mu na imię Anuś (Antoni). Ciotka była pełna obaw, aby matka chłopca nie szantażowała ich i nie żądała dodatkowych pieniędzy. Przypominam sobie, że matka otrzymała jako gratyfikację sporą kwotę pieniężną i  dwie krowy.

                                  

                                
Wuj Famiński z Aniusiem na ręku na klombie przed dworem w Zakrzowie 1933 r.

                                             

    Pomimo, że Famiński lubił zaglądać do kielicha, miał opinię świetnego chirurga. Słyszałem tą opinię od mego brata stryjecznego prof. Jana Nielubowicza, byłego Rektora Akademii Medycznej w Warszawie, który pracował w czasie wojny w szpitalu w Wołożynie.

  Podczas okupacji niemieckiej aresztowano Famińskiego. Interwencja mej Ciotki zakończyła się tragicznie – po prostu wyprowadzono ją na podwórze Niemieckiego Urzędu Bezpieczeństwa i zastrzelono. Było to w sierpniu 1944 roku.

   Po zajęciu powtórnym Wołożyna przez Armię Czerwoną Wuj Famiński został wywieziony na kilka lat „Na białe niedźwiedzie”. Po powrocie ożenił się z jakąś Białorusinką, która miała córkę. Jeszcze za czasów PRL-u mój bratanek Jacek Grzybała złożył Jej krótką , bo zaledwie paro godzinną wizytę (w trakcie  wycieczki do Mińska). Posiadała fotografie wuja i jakieś po   nim pamiątki.

   W latach chyba pięćdziesiątych Wuj Famiński załatwił przez adwokatów moskiewskich sprzedaż parceli w Krakowie na Osiedlu Oficerskim, kupioną dzięki pośrednictwu mojej Matki w latach trzydziestych. Jak informował mnie Jaś, który był w kontakcie z Wujem, otrzymał on za nią wielką  jak na warunki sowieckie kwotę - bo aż 200 tys. rubli.  Famiński zmarł  w latach 60-ych. Nic nie wiadomo o losie adoptowanego syna Aniusia.

                                    

                                                    
Aniuś (Antoni ) Famiński  1934 rok,  Fot. Jan Bułhak Wilno      

  Mój starszy o 10 lat brat Ryszard był wyraźnie uzdolniony do rysunków. Nadto posiadał rzadką  umiejętność  łatwego rysowania świetnych  karykatur. Jeszcze w Brześciu dostał od Rodziców wspaniałe pudło francuskich pasteli. Wiedział o tym Famiński i przysłał mu pocztówkę rosyjską w widokiem centrum Moskwy  z roku 1911. Obraz ten nazywał się „Moskwa z mostu moskiewskiego z roku 1911” Był to malunek znanego malarza rosyjskiego Konstantina Juona.

Wuj poprosił Ryszarda o wykonanie na jej podstawie kopii, tak oby ją można było powiesić na ścianie. Niestety zamówienie to nigdy nie zostało zrealizowane i pocztówka ta pozostała w mym archiwum zdjęciowym. Jakoś korciło mnie już od lat, abym zamiast nieżyjącego brata sam wykonał tą kopię I tak przed trzema laty został namalowany farbami olejnymi obraz. Wisi on w naszym pokoju kominkowym i bardzo podoba się mojej żonie i gościom. Tak oto zostało zrealizowane pośmiertne zlecenie Wuja Famińskiego.

                                 

                           
Moja kopia „ Moskwy z Mostu Moskiewskiego z 1911 r”. T. Juona w pokoju kominkowym



            

                                                           
Tak wygląda z bliska wykonana przeze mnie kopia

BOHDAN NIELUBOWICZ

Serdecznie dziękuję Panu Bohdanowi Nielubowiczowi za sympatyczną internetową współpracę  oraz cenne artykuły i przekazaną wiedzę, którą  jako  par excellence Kresowiak znał z autopsji...

Stanisław Karlik

Brak komentarzy: