środa, 15 stycznia 2020

Antoni Adamowicz

https://www.bndestem.nl/oosterhout/veteraan-anton-behield-emotionele-band-met-polen~ab78aab7/


Weteran Anton zachował emocjonalną więź z Polską


Po wyzwoleniu Bredy młody polski żołnierz Anton Adamowicz znalazł się w Dongen. Tu ożenił się z Holenderką i założył rodzinę.


Anton Adamowicz był ostatnim jeszcze żyjącym polskim weteranem w Dongen. Zmarł 7 września 2016 r. w wieku 96 lat. Każdy w miasteczku znał tego przyjacielskiego człowieka o niepozornej posturze, który chętnie ucinał pogawędkę z ludźmi, których spotykał podczas swoich długich przechadzek. „Po pracowitym życiu, pracy w miejscowej fabryce butów i swoim wcześniejszym przejściu na emeryturę mój ojciec chodził często na wielogodzinne przechadzki”, opowiada córka Jose. „Martwił się o swoje zdrowie; zawały serca i różne operacje. Spacerowanie to było jego hobby, tak jak plecenie koszyków, które potem rozdawał każdemu.”


W jaki sposób konkretnie Anton znalazł się w Dongen pozostaje dla córki Jose i zięcia Mańka Karlika w dużym stopniu zagadką. „Mój ojciec rzadko opowiadał o wojnie. On był najmłodszym w rodzinie mającej dziesięcioro dzieci. Rodzina mieszkała w gospodarstwie chłopskim w Pohorełce we wschodniej Polsce.” Podczas prac w polu 19-letni Anton zostaje pojmany przez Rosjan. „Co może wydawać się dziwnym pozwolono Polakom założyć swoje wojsko. I tak wylądował on w Iranie, a potem przez Bliski Wschód, Afrykę Południową w Anglii. Opowiadał trochę o tych podróżach, ale kiedy zadawałam pytania, rozmowa się kończyła. Jako dziecko nie nie chcesz dopytywać, kiedy czujesz, że jest to niewygodne.”


Po inwazji na Normandię Anton jako żołnierz Pierwszej Polskiej Dywizji Pancernej wszedł na teren    Holandii od strony regionu Flandria Zelandzka, po czym dywizja ruszyła w kierunku Bredy. Po wyzwoleniu, jesienią roku 1944, Anton wraz z innymi polskimi żołnierzami przebywa w klasztorze przy Hoge Ham w Dongen. Potem zarabiał na życie u pewnej dużej rodziny, naprzeciwko straży pożarnej. „Moja matka była dzieckiem w dużej rodzinie, która żyła w pobliżu i te rodziny regularnie grały ze sobą w karty. W taki sposób moi rodzice się poznali. W roku 1948 wzięli ślub. Ja mam jeszcze starszą siostrę i brata.” Ojciec Anton był opiekuńczym człowiekiem, rodzina była dla niego wszystkim. „Jego własna rodzina rozłączyła się w czasie wojny. Dopiero w 1958 roku pojechał on razem z innymi polskimi weteranami do Polski na spotkanie rodzinne. Bracia i siostry mieszkali rozsiani po Ameryce, Kanadzie, a jeden był przez lata zaginiony na Białorusi. Jego ojciec umarł młodo, a jego matka nigdy mojego ojca nie zobaczyła ponownie. Niemcy doszczętnie spalili wieś a mieszkańców zabrali do obozów pracy do Niemiec. Nikt w domu się nie ostał.”


Po obaleniu muru w roku 1989 spotkania rodzinne stają się częstsze. „Mój ojciec nigdy nie miał potrzeby, aby wrócić do Polski. Kiedy ja chciałam jechać do Polski, w okolice gdzie on dorastał (tutaj jest chyba pomyłka w tekście, bo obszar gdzie Anton dorastał znalazł się po wojnie w Związku Sowieckim – dopisek tłumacza), poszedł ze mną w celu załatwienia wizy. Dawał mi dużo swobody. Tak więc spodobało mu się, że po trzymiesięcznym pobycie wróciłam z polskim przyjacielem.” Mąż Maniek: „Z Antonem rozmawialiśmy coraz mniej po polsku. Byliśmy zintegrowani i czuliśmy się w Holandii jak w domu. Jednakże on ciągle utrzymywał emocjonalny związek z Polską.”


Do samego końca Anton mieszkał samodzielnie, również po śmierci swojej żony sześć lat wcześniej. „Mój ojciec umiał dobrze gotować, jadł zawsze zdrowo. Na swoje codzienne przechadzki chodził z pomocą chodzika dla seniorów.” Zapalenie płuc zakończyło jego życie.



Podpisy pod zdjęciami:


1. Jose Karlik, córka Antona Adamowicza z Dongen, z koszykami, które jej ojciec chętnie wyplatał w wolnym czasie.

2. Anton Adamowicz w dżipie podczas uroczystości 70-lecia wyzwolenia w Dongen.

3. Anton Adamowicz w Brukseli, rok po wyzwoleniu.



Wyróżniony tekst poza głównym tekstem:


Mój ojciec nigdy nie miał potrzeby, aby wracać do Polski.
Z holenderskiego przetłumaczył Wojciech Karlik

Brak komentarzy: