Artykuł Nikołaja Chudienko opublikowany 12 marca 2015 roku w "Biełaruskaj Liesnaj Gazietie". Udostępniony na fb przez Igora Gawina Tureckiego.
История исчезновения деревни Ланцев Лог в Барановичском районе
— Я очень удивился: почему оно находится среди леса, вдали от населенных пунктов? Обошел его, — рассказывает Сергей Владимирович, — присмотрелся и понял, что кладбище польское. Там много безымянных могильных холмиков, местами деревянные кресты сохранились, а надписи на каменных надгробиях выгравированы в основном на польском языке. Обнаружил среди густых зарослей и несколько ухоженных захоронений — верный признак, что не забыли еще люди тропу в лесную глушь, где покоится прах их близких.
Об этой загадочной находке я рассказал своим коллегам — работникам Барановичского лесхоза. Среди них нашелся человек, который пролил свет на эту тайну, вспомнив давние рассказы своего отца.
Название урочища Ланцев Лог (на топографической карте — Ланцев Луг) произошло, оказывается, от одноименного названия деревни, находившейся когдато в тех местах. Она представляла собой большое поселение хуторского типа: насчитывала более 700 дворов, шесть улиц, а общая ее протяженность составляла около пяти километров. Многие дома стояли хаотично, на расстоянии ста и более метров друг от друга.
Главными достопримечательностями деревни были костел и средняя школа. Поскольку песчаные земли плодородием не отличались, у местного населения излюбленной земледельческой культурой была морковь. Вырастала она крупная и сладкая, и многие сельчане постоянно доставляли ее по железной дороге в лучшие рестораны Польши, Германии и Франции.
А после Великой Отечественной войны жителей Ланцева Лога подвергли принудительному переселению. Причина на то имелась весомая: советскую власть большинство польской общины попрежнему принимало в штыки, коллективизацию игнорировало. В окрестных лесах, постреливая время от времени, бродили вооруженные группировки. Потому по указанию Сталина местные органы власти принялись наводить порядок.
Желающим уехать в Польшу, а таких в Ланцевом Логе набралось около 80 процентов жителей, чинить преград не стали. Остальные сельчане постепенно перебрались в соседние деревни: в Лесную, Миловиды, Ямично, Колпаки, Стрелово, Подосовцы, Добромысль, Колбовичи и другие.
Опустевшие дома со временем снесли, и исчезнувшая деревня уступила место военному артиллерийскому полигону. Однако и он просуществовал недолго — в начале 60х годов его передали под юрисдикцию Барановичского лесхоза. И за три года на территории общей площадью 5 тысяч гектаров (нынче Миловидское и Леснянское лесничества) высадили молодой лес — хвою и березу. Саженцы те разменяли уже шестой десяток лет. Смотришь сегодня на эту красоту, говорящую с небом, и не веришь, что на этом месте стояла когда-то деревня…
Выслушав рассказ Сергея Ерущенко, автор этих строк предложил рассказчику еще раз заглянуть в Ланцев Лог, на старое польское кладбище. Сергей Владимирович охотно согласился и даже джип-внедорожник умудрился разыскать для необычной экскурсии. Поехали. Однако в Ямично нас постигло разочарование.
— Колея лесной дороги ужасно разбита, — предупредил лесник Леонид Волчек. — По такой оттепели в Ланцев Лог вы и на вездеходе не пройдете. Ждите морозов.
И все же поездка наша не оказалась пустой — удалось познакомиться и побеседовать с людьми, которые родились, выросли в Ланцевом Логе и хорошо помнят эпопею сноса своей родной деревни.
Роман и Стефанида Цыганек в Ямично проживают с самого начала переселения. Он всю жизнь проработал в колхозе плотником, она — учетчиком на ферме. Вырастили пятерых детей, дождались 11 внуков и 10 правнуков.
— А почему вы, когда началось переселение, в числе большинства жителей деревни не уехали в Польшу? — спросил автор у Стефаниды Петровны.
— Не могли мы уехать, — ответила хозяйка дома. — Мама все надеялась дождаться мужа (моего отца), которого по ложному доносу соседей осудили и сослали в Красноярский край. Но он так и не вернулся, гдето под Норильском осталась его безымянная могилка. А потом, когда я замуж вышла, нам с мужем уже поздно было думать о новом месте жительства. Ведь здесь, в Миловидах, похоронены наши матери.
И отец Романа Павловича покоится в белорусской земле — его в годы войны фашисты расстреляли за подозрение в связи с партизанами. Хоть мы и чистокровные поляки, но здесь остались наши корни. А на старое кладбище в лесу, о котором вы спрашиваете, приезжали, помню несколько случаев, люди из Польши, интересовались, как туда попасть. Ничего для человека нет дороже земли, где похоронены люди, давшие тебе жизнь…
Na południu Rejonu Baranowicze - w pobliżu wiosek Jamiczno, Miłowidy, Leśna, na obszarze 5. tys. hektarów rozprzestrzenia się uroczysko Łancew Ług. Podczas polowania myśliwy Siergiej Jeruszczienko natrafił tam na stary, zaniedbany cmentarz.
- Zdziwiłem się, dlaczego cmentarz znajduje się w środku lasu, w oddaleniu od miejsc zamieszkania?
Obszedłem ten teren - opowiada Siergiej Władymirowicz i stwierdziłem, że jest to polski cmentarz.
Jest tam dużo bezimiennych grobów, ocalały niektóre drewniane krzyże i polskie napisy na płytach epitafijnych. Wśród gęstych zarośli znalazłem ludzkie ślady, ewidentny znak, że ludzie nie zapomnieli o prochach swoich bliskich. O tym tajemniczym znalezisku opowiedziałem kolegom z Leśnego Przedsiębiorstwa w Baranowiczach. Wśród nich znalazł się człowiek, który wyjaśnił tajemnicę, powołując się na wspomnienia swojego ojca.
Nazwa uroczyska Łanciew Łog ( na mapie topograficznej Łancew Ług) pochodzi od nazwy wioski, która się tam kiedyś znajdowała. Wioska liczyła ok. 700. gospodarstw - hutorów, z 6. ulicami rozciągającymi się na przestrzeni 5. kilometrów. Liczne domy były oddalone od siebie w odległości 100. i więcej metrów.
Głównymi obiektami wioski był kościół i szkoła średnia. Słabe piaszczyste ziemie nie dawały dobrych plonów. Miejscowi gospodarze zajmowali się przeważnie uprawą marchwi, która obradzała dorodnie. Koleją transportowano ją do najlepszych restauracji w Polsce, Niemczech i Francji.
Po zakończeniu II wś mieszkańców Łancew Ługa przeznaczono do przymusowego przesiedlenia. Polska społeczność nie akceptowała radzieckich realiów, a kolektywizację ignorowała. W okolicznych lasach działały grupy partyzanckie, dlatego z rozkazu Stalina postanowiono zaprowadzić porządek. Nie robiono problemów chcącym wyjechać do Polski - 80% mieszkańców akceptowała taki stan rzeczy. Pozostali, przeprowadzili się do okolicznych wiosek: Leśna, Miłowidy, Jamiczno, Kołpaki, Striełowo, Podosowce, Dobromyśl, Kołbowicze i inne...
Z czasem opustoszałe drewniane domy uległy zniszczeniu, a na obszarze wioski zorganizowano wojskowy poligon artyleryjski. Jednak i on nie przetrwał długo, a na początku lat 60. teren przekazano przedsiębiorstwom leśnym z Leśnej i Miłowid. Na obszarze 5 tysięcy hektarów posadzono sosnowy i brzozowy las. Mija już 60 lat jak las rośnie, i nikt by nie uwierzył, że w tej pięknej okolicy była kiedyś wioska.
Autor tego artykułu, po wysłuchaniu opowiadania Siergieja Jeruszczienko postanowił jeszcze raz udać się w tamte strony, i na stary polski cmentarz. Siergiej chętnie się zgodził, i pojechali terenowym dżipem. W wiosce Jamiczno spotkało ich rozczarowanie.
- Leśna droga jest nieprzejezdna, powiedział leśniczy Leonid Wołczek - po takim błocie nawet terenowym dżipem nie dojedziecie do Łancew Ługa. Poczekajcie na przymrozki. Jednak poszczęściło się nam, a nasza wyprawa dała pozytywny efekt. Udało się poznać ludzi, którzy urodzili się i wychowali w Łancew Łogu oraz dobrze pamiętają zniknięcie swojej rodzinnej wioski.
Roman i Stefania Cyganek mieszkają w Jamicznej od początku przesiedlenia. On całe życie przepracował w charakterze stolarza w rolniczej spółdzielni produkcyjnej - kołchozie, a ona w rachunkowości na fermie hodowlanej. Wychowali 5. dzieci, doczekali się 11. wnuków i 10. prawnuków.
- Dlaczego nie wyjechaliście do Polski razem z mieszkańcami wioski, kiedy przeprowadzano przesiedlenie?- zapytał autor panią Stefanię.
- Nie mogliśmy wyjechać, odpowiedziała. Mama czekała na powrót męża - mojego ojca, którego władze osądziły i zesłały do Kraju Krasnojarskiego. On jednak nie powrócił, a gdzieś koło Norylska jest jego bezimienna mogiła. Kiedy wyszłam za mąż, było już za późno myśleć o nowym miejscu zamieszkania. Tutaj w Miłowidach pochowane zostały nasze mamy. Ojciec Romana Pawłowicza też spoczywa na białoruskiej ziemi - podczas wojny rozstrzelali go Niemcy za podejrzenie współpracy z partyzantami. Chociaż jesteśmy czystej krwi Polakami, nasze korzenie są tutaj.
Pamiętam, że na stary cmentarz w lesie, o który pytacie, przyjeżdżali ludzie z Polski. Nie ma nic ważniejszego dla człowieka, niż jego przodkowie, którzy dali mu życie...
Stanisław Karlik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz