sobota, 15 lutego 2020

Handwerkeschule in Iwieniez...



Podczas niemieckiej okupacji miasteczka Iwieniec powiatu wołożyńskiego w województwie nowogródzkim (1941/44), obecnie Republika Białoruś, istniała szkoła zawodowa, do której uczęszczała Janina Suchocka z koleżanką Ireną Adamowicz z wioski Pohorełka k. Iwieńca. Szkoła znajdowała się w byłych polskich koszarach Korpusu Ochrony Pogranicza. Fotografia z portalu Albom PL...

Relacja Janiny Suchockiej:

"W kwietniu, maju i czerwcu 1943 r., wspólnie z Ireną Adamowicz (nie była to nasza rodzina) chodziłyśmy do Iwieńca na naukę krawiectwa. Szkoła mieściła się w budynku koszar wojskowych i nosiła nazwę HANDWERKESCHULE IN IWIENIEZ. Szyto tam m.in. mundury dla białoruskich policjantów, które wykrajały starsze kobiety z samodziałowego płótna lnianego koloru białego. Ostatni raz w szkole byłam w czerwcu 1943 r. Pamiętam, że przy koszarach było dużo chłopów z końmi. W pewnym momencie rozpoczęła się strzelanina i powstał zamęt spowodowany ich ucieczką. Ja również uciekałam do domu. Byłam tam sama, ponieważ koleżankę wywieziono wcześniej na roboty do Niemiec. Później się dowiedziałam, że było to polskie powstanie przeciwko Niemcom."(1)

Relacja Józefa  Jana Kuźmińskiego:

" W byłych koszarach KOP białoruskie władze oświatowe zorganizowały szkołę zawodową, w której nauczycielem był przedwojenny prawnik pan Karaczun...Do szkoły uczęszczał mój brat...Nie było wolno mówić po polsku." (2)

Relacja Ksawerego Suchockiego:

"Innym razem, przyszedł z kolegą do Handwerksschule in Iwieniec (koszary)  ponieważ miał się tam odbyć występ artystyczny z udziałem jego siostry. Występ był przygotowany przez nauczycielkę j. niemieckiego, siostra miała deklamować po niemiecku wierszyk. Kiedy chłopcy chcieli wejść, wartownik na wartowni powiedział: – „Zaczekajcie!”, ”Zaczekajcie!”. Ksawery z kolegą wystraszyli się i uciekali “polami i lasami” aż do Skiparowiec k.Pohorełki. Obaj się bali zatrzymania, wiedzieli, że białoruscy policjanci zatrzymywali dzieci. Policjanci białoruscy byli podejrzliwi i „w każdym widzieli szpiega”. (3)

Janina deklamowała wiersz Heinricha Heine:

Im wunderschönen Monat Mai
Im wunderschönen Monat Mai,
Als alle Knospen sprangen,
Da ist in meinem Herzen
Die Liebe aufgegangen.
Im wunderschönen Monat Mai,
Als alle Vögel sangen,
Da hab ich ihr gestanden
Mein Sehnen und Verlangen.

Tłumaczenie:

W pięknym miesiącu maju
Kiedy rozwinęły się pąki
Jest w moim sercu
Miłość wzrosła.

W pięknym miesiącu maju
Kiedy wszystkie ptaki śpiewają
Wyznałem jej
Moją tęsknotę i pragnienie.


Felicjan Łukaszewicz - wspomnienia. Szkoła Rzemieślnicza w Iwieńcu
„Handwerke Schule in Iwieniec”1942,
która znajdowała się w dawnych koszarach wojskowych KOP–u.(4)


Latem 1942 r. w Iwieńcu zorganizowano Szkołę Rzemieślniczą (Remieslnoje Uczyliszcze), Wicio Burak, Ludwik Toczko, Józek Peszkowski, Bolek Pietrucki, Albina Kaczanowiczówna, Irka Matusewiczówna i ja urządziliśmy się jako nauczyciele, wychowawcy i pracownicy w tej szkole.

Ja uczyłem matematyki i gimnastyki, Wicio fizyki, Ludwik i Paszkowski kierowali pracą warsztatową chłopców, Pietrucki był wicedyrektorem, Albina uczyła szycia, Irka była sekretarką. Dyrektorował Zujewski, nauczyciel polski, którego przedtem nie znałem i nie wiem czy był członkiem A.K. Wykładaliśmy po polsku. 

 Część uczniów się orientowała była w A.K. , między innymi Tolek Aleksandrowicz, który zginie w czasie powstania iwienieckiego. Tak rok belferowałem w białoruskiej z nazwy szkole.

Akcji partyzanckich Armia Krajowa praktycznie w tym czasie nie prowadziła. Raz zaplanowano zabranie starej uszkodzonej broni magazynowanej w byłych polskich koszarach (szkoła też była w koszarach tylko w innym budynku).

Ludwikowi mówił o tym ksiądz Korecki z Kościoła tzw. Czerwonego, ale do wykonania nie doszło, prawdopodobnie zrezygnowano w ogóle. 

 Szkoła wykonywała natomiast naprawy różnej uszkodzonej broni dostarczanej przez policjantów , członków A.K. Dlatego też nawet nie było szczególnej konspiracji w tym względzie.
Natomiast rosły ciągle szeregi członków A.K. W tym czasie po wsiach za zgodą Niemców mieszkańcy organizowali tzw. "Samoochowę" - samoobronę. Samoochowa posiadała nawet oficjalnie broń, jeśli ją miała, a w kierownictwie było dużo Polaków, nauczycieli i byłych żołnierzy polskich. Wiem, że kierownictwo A.K. zaprzysięgało całe grupy tej "Samoochowy".
Zimą 1942 - 43r. do Iwieńca przybył dość znaczny oddział żołnierzy niemieckich, tak że zajmowali nawet kwatery prywatne. U nas zamieszkał podoficer George Schmidt, rodem gdzieś z Bawarii. Był to dobry Niemiec, któremu przyznam się, życzyłem szczerze powrotu z wojny. Był to katolik, pokazywał nawet zdjęcie wuja biskupa. Zachowywał się bardzo przyzwoicie potrafił się nawet z nami dzielić niektórymi artykułami z paczki od rodziny. Już wtedy umiał nieźle po rosyjsku i chyba doskonale orientował się w naszych nastrojach, bo potrafił powiedzieć, że gdyby w Niemczech nic się nie zmieniło, to Georg nie chciałby tam żyć .

Po co ten oddziałek przybył nie wiem, może tylko na odpoczynek, bo żadnych akcji przeciwpartyzanckich nie prowadzono. Utrzymywano tylko łączność transportami konnymi (saniami) z Mińskiem.

Byli też krótko Litwini na jakiejś niemieckiej akcji antypartyzanckiej, ale o ich sukcesach nie słyszałem, stracili paru żołnierzy ostrzelani na jakiejś drodze. Byli i Ukraińcy, też krótko.

U nas znowu mieszkał taki jeden. Zachowywał się przyzwoicie, był dość kulturalny, mówił dobrze po polsku, prawdopodobnie silny nacjonalista ukraiński. Był chyba też dobrze zorientowany w sytuacji ogólnej, w szczególności Polaków, bo odjeżdżając powiedział nam że przyjdzie czas i "każdy ruszy po swoje.

Byliśmy młodzi, było nas stosunkowo dużo, więc też kwitło życie towarzyskie. Urządzaliśmy imieniny i różne inne spotkania. Były też i sympatie. Podobała mi się bardzo Janeczka Pilarska, choć pięknością nie była. Wtedy to pierwszy raz w życiu przyszło mi na myśl, że jeśli przeżyję wojnę, to się z nią ożenię. Nic oficjalnego jednak nie było.
W ciągu roku szkolnego musiała uciekać z Iwieńca Irka Matusewiczówna, łączniczka A.K. ps. "Warta" (miała chyba i inne pseudonimy).

Doszło do tego po zawieszeniu w Szkole Rzemieślniczej portretów Hitlera. Myśmy przyjęli to spokojnie. Dziewczyna się jednak zbuntowała, ogłosiła że w pokoju gdzie ona pracuje portret ten jest zbędny i zrzuciła go. Oczywiście natychmiast musiała zniknąć z Iwieńca i zrobiła to. Szczęśliwie ani w jej Sidziewiczach, ani w Iwieńcu, ani w Szkole do żadnych restrykcji nie doszło, chociaż mieliśmy w Szkole nauczyciela zawodu, krawca Żurkiewicza, o którym wiedzieliśmy dobrze, że jest na służbie niemieckiej.

Według wszystkich danych był on po wyjściu z wojska w polskiej dwójce, w Iwieńcu nazywano to "Placówką", potem służył sowieckiemu NKWD, a potem kolejno Niemcom.

Gdzieś wczesną wiosną 1943r. doniesiono nam, że Żurkiewicz złożył donos, że w szkole działa polska organizacja, podając że kieruje nią dyrektor Szkoły Zujewski. Nie było to prawdą, Zujewski to człowiek trochę starszy, raczej bojaźliwy. Może dlatego, że informacja nie była dokładna, a może ze względu na powiązania z policją restrykcje i po tym zdarzeniu nie nastąpiły.


(1). (Zob. artykuł pt. Dorastanie pod dwiema okupacjami - wojenne losy na Nowogródczyźnie i Mińszczyźnie - Blogg Kresowy Stanisława Karlika).

(2). (Zob. Józef Jan Kuźmiński "Z Iwieńca i Stołpców do Białegostoku" s. 33)

(3). (Zob. artykuł pt. Dwie okupacje w Iwieńcu - Blogg Kresowy Stanisława Karlika).

(4). Archiwum Wschodnie
ul. Narbutta 29, 02-536 Warszawa
tel. (0-22) 848 07 12
m.lipka@karta.org.pl  (Kwerendy dokonał i udostępnił  Zbigniew Mariusz Wołocznik).


Stanisław Karlik

Brak komentarzy: