Tajemnicze "kamienie" w lesie k. Iwieńca w Republice Białoruś.
Alfons ŻÓŁTEK z wioski Pohorełka k. Iwieńca odnalazł w lesie tajemnicze kamienie, które znajdują się w pobliżu historycznych "Powstańczych kamieni 1863 r."
O kamieniach z 1863 roku napisał Bronisław Władysław Król oraz Janina i Ksawery Suchoccy.
Czy odnalezione kamienie świadczą o starożytnej historii, czy są pozostałością po budowie lotniska wojskowego w latach 1940/41...?
Alfons ŻÓŁTEK z wioski Pohorełka k. Iwieńca odnalazł w lesie tajemnicze kamienie, które znajdują się w pobliżu historycznych "Powstańczych kamieni 1863 r."
O kamieniach z 1863 roku napisał Bronisław Władysław Król oraz Janina i Ksawery Suchoccy.
Czy odnalezione kamienie świadczą o starożytnej historii, czy są pozostałością po budowie lotniska wojskowego w latach 1940/41...?
Fotografie udostępnił S. B.
Krzyże na tajemniczym cmentarzu - tak jak przed wiekami, miejscowa ludność godnie czci zmarłych. Fotografię udostępnił P. Ż.
Fragment wspomnień Janiny Suchockiej, która w latach 1940/43 mieszkała w wiosce Pohorełka k. Iwieńca: "Na naszych terenach sowieci szykowali się do wojny z Niemcami i dlatego budowali lotnisko. W tym celu przywieźli dużo ludzi do pracy, a chłopom wyznaczyli normy od hektara na przywóz kamieni.
Ludzie przyjezdni byli biedni – w grubych walonkach bez kaloszy i w kożuchach. Na kwaterę do mojej babci przydzielili sześć osób, były to kobiety. Jedna była w ciąży, i znalazła się tam dlatego, że dzieci poplamiły atramentem dowód osobisty. Wkrótce jednak ją zwolnili. Inna opowiadała, że złapali ją podczas kradzieży końskiego łajna, którym chciała wykarmić swoją świnię.
Miejscowi nie bardzo chcieli wierzyć w te opowiadania, nie mieściło się im to w głowie.
Zatrudnionym przy lotnisku ludziom sowieci prawie nie dawali jeść – karmili ich m.in. małymi rybkami, które nazywali „komsa”. Moja babcia gotowała im ziemniaki w łupinach i zacierkę na mleku. Bardzo za to dziękowali i mówili, że mieszkają tu dobrzy ludzie".
Ludzie przyjezdni byli biedni – w grubych walonkach bez kaloszy i w kożuchach. Na kwaterę do mojej babci przydzielili sześć osób, były to kobiety. Jedna była w ciąży, i znalazła się tam dlatego, że dzieci poplamiły atramentem dowód osobisty. Wkrótce jednak ją zwolnili. Inna opowiadała, że złapali ją podczas kradzieży końskiego łajna, którym chciała wykarmić swoją świnię.
Miejscowi nie bardzo chcieli wierzyć w te opowiadania, nie mieściło się im to w głowie.
Zatrudnionym przy lotnisku ludziom sowieci prawie nie dawali jeść – karmili ich m.in. małymi rybkami, które nazywali „komsa”. Moja babcia gotowała im ziemniaki w łupinach i zacierkę na mleku. Bardzo za to dziękowali i mówili, że mieszkają tu dobrzy ludzie".
Fragment wspomnień Ksawerego Suchockiego, brata Janiny: "W naszej okolicy, a więc w rejonie wiosek: Pohorełka, Adamki, Dubki, Uhły, Siwica sowieci przystąpili do budowy lotniska. Lotnisko budowali na polach należących do rolników: Śnieżki, Paluszkiewicza, Gudbiłowicza, Buraczewskiego i innych.
Sowieci przywieźli do pracy dużo robotników tj. tzw. ”zakluczonych” /więźniów skazanych za drobne przestępstwa/. Byli oni skazani na „ prinuditielnyje raboty” /roboty przymusowe/. Pracowali także młodzi żołnierze, których uznawano jako niepewnych obywateli ZSRR.
Polską ludność miejscową a także sąsiednich powiatów obarczono obowiązkiem przywożenia kamieni na plac budowy, które w dużych ilościach leżały na polach. Sowieci wycinali także lasy, zmuszając do tego dorosłych mężczyzn".
Sowieci przywieźli do pracy dużo robotników tj. tzw. ”zakluczonych” /więźniów skazanych za drobne przestępstwa/. Byli oni skazani na „ prinuditielnyje raboty” /roboty przymusowe/. Pracowali także młodzi żołnierze, których uznawano jako niepewnych obywateli ZSRR.
Polską ludność miejscową a także sąsiednich powiatów obarczono obowiązkiem przywożenia kamieni na plac budowy, które w dużych ilościach leżały na polach. Sowieci wycinali także lasy, zmuszając do tego dorosłych mężczyzn".
Stanisław Karlik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz