wtorek, 29 sierpnia 2017

Iwieniecka konspiracja i zbrojne powstanie

   

15 czerwca 2012


Rodzina Rutkowskich mieszkała w Wilnie.
Jedynie na okres wakacji przyjeżdżali do majątku . Pp. Dzierżyńscy, z tego co Mama pamięta, przed wojną mieszkali w Dzierżynowie, również w 1939 r. Z chwilą wybuchu wojny część rodziny Mamy była w Podgórzu, pozostali: ojciec Witold, brat Eustachy, siostra Justyna i moja Mama byli w Wilnie. Eustachy wkrótce został aresztowany i wywieziony na Sybir. Witold jeszcze pracował. Razem z córkami zlikwidował wileńskie mieszkanie i wszyscy przenieśli się do Podgórza.

Maria i Ludwik Wierszyłłowscy byli w tym czasie we Lwowie z małym synkiem Witoldem. Po ucieczce z zajętego przez sowietów miasta dotarli również do Podgórza. Zarówno Dzierżyńskich, jak i Wierszyłłowskich połączyła wspólna sprawa – zaangażowanie w ruch oporu na tym terenie. Stąd też i przyjaźń, mimo, że różnica wieku była znaczna.

Mama wspomina, że czasami widywała pp. Dzierżyńskich i chodziła do ich majątku. Bardzo lubiła p.Łucję. Natomiast ciocia Maria Wierszyłłowska, ur. W 1909 r., wspomina w swoich zapiskach, że jeszcze z dzieciństwa pamięta właścicieli Dzierżynowa, a więc mogą to być lata ok. 1920r. i później.

Powstanie Iwienieckie (na podstawie wspomnień Marii z Rutkowskich Wierszyłłowskiej i Heleny z Rutkowskich )

Maria z Rutkowskich Wierszyłłowska

Częstym gościem u Marii i Ludwika Wierszyłłowskich mieszkających w Iwieńcu był Kazimierz , podsołtys Iwieńca. W tym czasie siostry Marii: Justyna, Helena i Jadwiga przebywały również w miasteczku dla bezpieczeństwa. Od Sosnowskiego dowiedziano się, że planowana jest akcja zbrojna na dn.04.06.1943 r. i poradził, żeby dzieci wywieźć do Podgórza (syn Witold i córka Grażyna – dzieci Marii i Ludwika), co uczyniono.

Zbliżał się ów dzień, ale nic się nie działo szczególnego. Do Oddziału Kacpra Miłaszewskiego dołączyło sporo żołnierzy w różnym wieku. Przyjmowano osoby umundurowane, z bronią, a do oddziału konnego z koniem i pełnym wyposażeniem. Ochotnicy pochodzili z dworów, zaścianków,miasteczek, kolonii i wiosek. Byli wśród nich Polacy i ci, którzy czuli się Polakami pochodzenia białoruskiego i tatarskiego.

Jednak ostateczny termin ataku wyznaczono na 18.o6.1943 r. Na dzień 19.06.1943 r. Niemcy ogłosili werbunek do samoobrony dla mężczyzn powyżej 18 lat oraz spęd koni dla potrzeb wojska.

Dowództwo AK zadecydowało, że atak odbędzie się 18.06., a celem ma być załoga niemiecka w Iwieńcu. Plan działania opracowano w ścisłej współpracy z mieszkańcami miasteczka i byłymi podoficerami KOP-u, którzy dobrze znali zwyczaje i plan Iwieńca. Wyznaczono godz.12.00 w południe, bo o tej porze żandarmi i oficerowie gospodarczy jedli obiad w gmachu żandarmerii. Przed posiłkiem zostawiali broń w innym pomieszczeniu.

Żandarmeria mieściła się w piętrowym , murowanym budynku usytuowanym przy dawnej ul.Piłsudskiego nad stawem, vis a vis białego kościoła.

Helena z Rutkowskich – Kasta

Maria Wierszyłłowska zaznaczyła w swoich wspomnieniach, że datę uderzenia (04.06.1943 r.) na Niemców wyznaczyło dowództwo Oddziału AK. Autorzy pierwszych publikacji podawali ją jako datę właściwą.(?)

Autor publikacji, nieżyjący już Paweł „Orzechowski”, również uczestniczył w akcji. Datę tą skorygował po konsultacji z Marią Wierszyłłowska, która była również w centrum tych wydarzeń. A więc atak na Niemców w Iwieńcu odbył się w piątek 18.06.1943 r. Niestety nie wiadomo dlaczego figuruje data 19.06.1943 r. Ponownie autorka tych wspomnień zwróciła uwagę na nieprawidłowośc (Paweł już nie żył), lecz nikt nie poprawił jej. Być może dlatego, że nie było świadków.

W Iwieńcu panowała nerwowa atmosfera. Akcja rozpoczęła się o godz. 12.00 biciem dzwonów na Anioł Pański na wieży białego kościoła. Rozpoczęli ją AK-owcy, którzy byli już w miasteczku. Dołączyc mieli pozostali partyzanci z Oddziału idący z majątku Kul. Do dowództwa doszła również wiadomośc, że partyzanci sowieccy chcieli wziąć również udział, ale nie zgodzono się na taką „pomoc”, wiedząc co za tym idzie.

Zlikwidowano obserwatora niemieckiego na wieży kościoła św.Michała. Zastrzelił go Michał , żołnierz KOP-u. Kolejnym celem była centrala telefoniczna i radio-telefoniczna. Jan , przedwojenny oficer KOP-u, naprawiał te urządzenia, więc doskonale orientował się i miał wstęp do budynku. Razem z Janem Niedźwieckim „Janek” wszedł do gmachu. W tym momencie zaczęła się strzelanina na ulicy. Jeden z żandarmów wrzucił granat w kierunku drzwi wejściowych zabijając Niedźwieckiego.

zdołał dostac się na piętro, zniszczył centralę i uciekł przez okno i po rynnie. Niemcy otworzyli ogień. Polacy namówili oficera niemieckiego Hentschkego, który sprzyjał Polakom, aby wszedł do gmachu żandarmerii i przekonał załogę do poddania się. Został wpuszczony do środka i zastrzelony przez „kolegów Niemców”.

Wojsko niemieckie strzelało na oślep i rzucało granaty. Wtedy został ciężko ranny w brzuch Antoni „Tolek”. Następnego dnia zmarł.

W budynku żandarmi mieli zgromadzoną amunicję, więc korzystali z niej. Partyzanci zapchali słomą okna na parterze, oblali benzyną i podpalili. Budynek płonął, a zmagazynowana w piwnicy amunicja eksplodowała.

W koszarach policji ukryła się grupa, którą AK-owcy namawiali do poddania się. Nie udało się. Zastrzelono ich. Kolejny obiekt ataku to koszary KOP-u, gdzie przebywali na urlopie niemieccy lotnicy.

W wyniku chaotycznej strzelaniny zginął Stanisław , który szedł gościńcem z Iwieńca do Kamienia. Pod wieczór zapanował spokój i oddział partyzantów przygotowywał się do wymarszu. Przed domem, w którym mieszkali Maria i Ludwik Wierszyłłowscy zgromadziła się grupa AK-owców, dla których siostry Marii: Justyna, Helena i Jadwiga Rutkowskie szyły opaski na rękawy, haftowały orzełki na furażerki i czapki.

Oddział powoli wycofał się do lasu, a z nim również Ludwik Wierszyłłowski. Jak wcześniej wspomniałam zginęło trzech młodych ludzi. Było kilku lekko rannych. Zdobyte z magazynów niemieckich leki, spirytus w beczkach, żywnośc, niemieckie buty wojskowe, skóry, niemieckie samochody, broń, armatka, amunicja zasiliły oddział.

Z majątku zabrano konie i bydło i partyzanci wyruszyli do Rudni Nalibockiej, odległej od Iwieńca o kilkanaście kilometrów w Puszczy. Po zakończonej akcji, ze względu na zagrożenie odwetem ze strony Niemców, większośc mieszkańców Iwieńca opuściła miasteczko, również Maria Wierszyłłowska i jej siostry: Justyna, Helena i Jadwiga. Około godz. 5. rano kierując się w stronę majątku Podgórze, widziały nadlatujące samoloty zwiadowcze, które krążyły na Iwieńcem i okolicznymi lasami.


Iwonna Kasta

Podziel się tym z innymi. Udostępnij na:

Komentarze nawołujące do przemocy, zawierające zniesławienia, wulgaryzmy, groźby karalne lub spam będą usuwane. Również wpisy osób podających nieprawdziwy email.


2 odpowiedzi Iwonna Kasta, „Iwieniecka konspiracja i zbrojne powstanie”

  1. Ławrynowicz Odpowiedz
    15 marca 2013 w 22:27
    Posiadam zdjęcie P.Justyny Rutkowskiej z albumu Mojej tesciowej Marii Pupko.Na odwrocie zdjęcia napisane Na pamiatkę kochanej siostrze Marysi od Justyny Rutkowskiej. Podgórze 9.07.1938r

  2. Olgierd Karol Rutkowski Odpowiedz
    14 stycznia 2014 w 22:47
    Bardzo mnie zainteresowała ta informacja.Maria i Justyna Rutkowskie to moje starsze siostry, już nie żyjące. Mam po nich nieliczne pamiątki gdyż wszystko w czasie wojny zaginęło. Może zechciałby Pan mi tę fotografię przekazać o ile nie jest dla Pana istotną pamiątką.
    Proszę o kontakt.
    Pozdrawiam
    Olgierd Rutkowski

1 komentarz:

Mateusz Domański pisze...

Ładnie to wygląda.